wtorek, 25 marca 2014

Relacja ze spotkania z Jakubem Szymczukiem w Opolu

Kilka dni temu miałem okazję pojechać do Opola, aby posłuchać tego co miał do powiedzenia Jakub Szymczuk - fotoreporter Gościa Niedzielnego, który był na Ukrainie w czasie, gdy w Kijowie toczyły się najcięższe walki.

Na spotkaniu Szymczuk opowiadał nie tylko o tym jak wykonał daną fotografię, ale również wspominał ludzi i wydarzenia i zasady jakie panowały na miejscu. Dowiadujemy się m.in., że na Majdanie była zarządzona ścisła prohibicja, Ci którzy łamali zakaz picia alkoholu byli skazywani na banicję i wyrzucani poza granice tego miejsca. Portrety tych ludzi natomiast były wieszane na jego bramach, a powrót równał się z potępieniem i publicznym linczem. Co ciekawe, zakaz był ściśle przestrzegany przez wszystkich jak komentuje Szymczuk - to duży wyczyn jeżeli chodzi o naród Ukraiński.

Gdy Szymczuk ze swoimi kolegami reporterami przybył na Ukraine, byli ubrani w wojskowe buty, mieli mundury, ochraniacze, kamizelki kuloodporne, hełmy z napisem PRESS. Majdan w tym czasie był zmilitaryzowany, każdy musiał mieć hełm, jeżeli go nie miał, to miał problem, gdyż był narażony na ciężkie obrażenia. W przypadkach braku hełmu, czy kasku, na Majdanie w pewnych punktach były one po prostu wydawane ludziom.

Każdy miał swój udział w walkach. Szymczuk wspomina zmilitaryzowane babcie, które były uzbrojone w tarcze, posiadały hełmy. Często ludzie mieli ze sobą również flagi UE oraz Ukrainy. Wiele osób pomagało jak mogło, niektórzy przynosili ciepłe ubrania, wodę, żywność, ktoś przyjechał Hammerem i rozdawał soki w kartonach, ponieważ miał własną hurtownię, ktoś inny przyjechał tirem wyładowanym oponami, które przeznaczył do spalenia na barykadach.

Majdan miał swoją strukturę, mieli swoich przywódców, komendantów, zastępców komendantów, służby medyczne, wydawali legitymacje. - My w pierwszych dniach mieliśmy też legitymacje prasowe wydawane przez służby majdanu, które dostaliśmy bez problemu. - wspomina Szymczuk, dodając - język polski wiele ułatwiał.

Niesamowite było też to, że wszystko było świetnie zorganizowane. Na miejscu był internet szeroko pasmowy, reporterzy zakwaterowani byli w hotelu, jedli w restauracjach i mieli możliwość wzięcia ciepłej kąpieli. - Jeżeli ktoś mówi, że stałem się fotoreporterem wojennym, to jest w wielkim błędzie, ponieważ nie byłem wystawiony na wojnę przez okrągłe trzy miesiące tylko kilka godzin, później wracałem do swojego świata, oddalonego o 50 metrów od miejsca walk. - mówi reporter.

Szymczuk twierdzi, że informacje o tym, że ludzie na Majdanie byli uzbrojeni, należałoby podzielić przez 2 albo nawet przez 4. Jak mówi, może raz widział kogoś z pistoletem, większość jednak uzbrojona była w proce lub ręczne katapulty. W najlepszym wypadku były to wiatrówki ładowane na śrut.

To natomiast co działo się na Majdanie w środę przed Czarnym Czwartkiem określa jako piekło, Z jednej strony gorąco, bo płoną barykady z drugiej zimno i wszystko podpływa wodą. Niepewność przed tym, że coś się może wydarzyć również była ciężka, ze względu na oddziały Berkutu znajdujące się dość blisko obrońców, zmęczenie oczywiście mocno dawało się we znaki. 

Około czwartej rano reporterzy cofnęli się do hotelu i tam budząc się co godzinę i wyglądając przez okno oczekiwali na rozwój wydarzeń. Faktycznie cała noc przeminęła spokojnie, atak natomiast rozpoczął się rano, Szymczuk wspomina, że na początku z kolegami trzymali się razem, mając siebie w zasięgu i utrzymując kontakt wzrokowy, ale jak dodaje do pewnego momentu można się trzymać razem, jednak szuka się tych wydarzeń i gdzieś ten kontakt zanika i trzeba uważać już tylko na siebie.

Na Majdanie nie było raczej czegoś takiego jak cenzura. Ludzie prosili jedynie o to, aby nie robić im zdjęć twarzy. Wszystko się zmieniało, gdy zakładali maski. Jedynym przypadkiem, który wspomina Szymczuk była prośba o to aby absolutnie nie robić zdjęć, gdy obrońcy strzelają. - Ja to zrozumiałem, ponieważ znam podstawowy rosyjski i oczywiście polski, więc z Ukraińcem się doskonale dogadam. Dwaj reporterzy z Włoch niestety tego nie zrozumieli. W prawdzie jeden z nich zrobił rewelacyjne zdjęcie, ale później faktycznie, się do niego przyczepili, że te zdjęcia robi. - dodaje później - po za tym, nie spotkałem się raczej z tym, że ktoś ma problem do tego jak przedstawiam wydarzenia.

Reporter mocno krytykuje działania Berkutu i tego, że pozwolono otworzyć ogień do ludzi, którzy byli praktycznie bezbronni (uzbrojeni w tarcze). Na spotkaniu zaprezentował kilka zdjęć, na których widać, że skuteczność snajperów była stuprocentowa. Celowano w głowo, ewentualnie w serce i zwykle te pociski trafiały. Szymczuk wspomina, że na ul. Instytuciej, gdzie nagrano słynny już filmik, jednym z ludzi, który tam utknął był fotoreporter Magnum, który nie wykonał w tym czasie ani jednego zdjęcia. Kwituje to zdarzenie następująco - Jak, ktoś mówi, czy fotoreporter jest w stanie poświęcić świadomie życie dla zdjęcia, to ja widziałem, że nie jest w stanie.

Ciekawostką jest, że wszystkie zdjęcia, które zrobił Szymczuk zostały wykonane aparatem Nikon D3 z obiektywem 24 mm ze światłem 2.8. Fotoreporter celowo nie zmieniał obiektywu, ze względu na pył, który unosił się w powietrzu, a każde odpięcie szkła groziło zassaniem tego kurzu do wnętrza aparatu. W każdym razie fotograf musiał podchodzić bardzo blisko osób, którym chciał zrobić zdjęcie. Możliwe, że kierowała nim zasada Roberta Capy "Jeśli twoje zdjęcia nie są dostatecznie dobre, to znaczy, że nie jesteś dostatecznie blisko". I coś jest w tych słowach ponieważ zdjęcia Szymczuka są na prawdę bardzo dobre i zapadające w pamięci. 

Sporą rolę, w walkach odegrali księża prawosławni, którzy dawali wiarę obrońcom, a jednocześnie uratowali niejednego milicjanta, żołnierza MSW czy Berkutu przed publicznym linczem. Często wyciągali takich ludzi z tłumu, a byli oni bici, kopani, uderzani metalowymi przedmiotami. Wtedy duchowny podchodził, zakrywał delikwenta stułą, przykładał krzyż do głowy i wyprowadzał w miejsce gdzie miał złożyć wyjaśnienia. 

Gdy emocje już opadły i sytuacja na ulicach kijowa zaczęła się stabilizować i wiadomo było, że rewolucja w pewnym sensie odniosła sukces, Szymczuk razem z kolegami poszedł sfotografować radość, w celu zamknięcia materiału. Jednak, tej radości nie znaleźli, raczej były to łzy, smutek i żal po stracie bliskich. Gdzieś, na ulicach zdarzało się zobaczyć małe grupki tryumfalnie maszerujące, ale wszyscy wiedzieli, że to jeszcze nie koniec. Walka nadal trwa!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz