piątek, 9 maja 2014

Podczerwień - zrób to sam!

Dziś wpis kieruję do majsterkowiczów, którzy chcieliby przerobić swój aparat cyfrowy na aparat na podczerwień.

Ostatnio szukałem informacji jak zbudować taki aparat. Wielokrotnie słyszałem, że jest taka możliwość, jednak nie miałem jakoś parcia żeby czegoś konkretnego poszukać. Biorąc pod uwagę to, że z podczerwienią miałem styczność przy fotografii analogowej i w tym okresie jakoś żadnej innej nie potrzebowałem.

Jednak od niedawna miałem parcie aby coś poszukać i stworzyć taką właśnie kamerę, która rejestrowała by podczerwień. Jednym z pierwszych stron na jakie się natknąłem była strona [Szeroki kadr] na której możemy przeczytać na czym polega to zjawisko i jak wygląda efekt końcowy z poszczególnych modeli aparatów (w tym przypadku firmy Nikon).

Kolejną już bardziej techniczną była strona SKIBEK - czyli zrób to sam! na której możemy zobaczyć jak wygląda proces demontażu aparatu i instalacja filtra podczerwieni. Nie musimy jednak wcale nieść filtra podczerwieni do zaprzyjaźnionego optyka by nam przyciął go do odpowiednich rozmiarów. Filtr możemy mocować po prostu przed obiektywem i wykonywać zdjęcia, co równa się z wydłużeniem czasów ponieważ, filtr jest bardzo ciemny. Dlatego lepszą opcją będzie umieszczenie go bezpośrednio na miejscu starego przy matrycy aparatu.


Ostatecznie jednak najbardziej pomocny okazał się serwis YouTube, gdzie uzyskałem największe przeszkolenie w tym zakresie :) Najciekawsze w tym wszystkim jest to, że przerobić możemy nawet taką małą małpkę cyfrową, której już nie używamy i zalega nam w szafie. Jak się okazało nie musi być to lustrzanka, choć ta jest najlepszą opcją jeżeli chodzi o jakość zdjęć.

 
De-instalacja filtra w małym kompakcie.

De-instalacja filtra w lustrzance cyfrowej.

Ja skorzystałem z pierwszej opcji i przerobiłem aparat Sony Cyber-shot DSC-S500 instalując mu w miejsce oryginalnego filtra, filtr zrobiony ze starej prześwietlonej kliszy fotograficznej. Na pewno każdy znalazłby taki kawałek do wykorzystania. Niestety była ona nieco porysowała co przełożyło się na fatalną jakość zdjęć, ale efekt został uzyskany.


Poniżej przedstawiam kilka przykładowych fotografii wykonanych tym aparatem. Aż strach pomyśleć co będzie gdy w moje łapki wpadnie jakaś lustrzanka cyfrowa :)













piątek, 2 maja 2014

"Miller, a ch**!" - prawdziwa historia reportera wojennego

Mój dzisiejszy wpis będzie poświęcony pewnej książce, na którą miałem chęć już od dłuższego czasu. Jakiś miesiąc temu miałem w końcu okazję zdjąć ją z pułki jednego z Empików, przytachać do kasy, zapłacić i cieszyć się z tak upragnionego nabytku.

Zainteresowała mnie okładka, a raczej rewelacyjna fotografia, która się na niej znajdowała. Następnie uwagę zwrócił wielki pomarańczowy napis "13 wojen i jedna - prawdziwa historia reportera wojennego" - Krzysztof Miller. 

Pomyślałem wtedy: - To jest to! Chcę ją przeczytać! - Temat istotnie jest mi bliski ze względu na fascynację fotografią reporterską, dlatego zdecydowałem, że muszę ją mieć!

Autor na początku był mi znany raczej ze słyszenia. Kiedyś zobaczyłem wywiad u Prokopa i Wellman w którym rozmawiali z "najlepszym polskim fotoreporterem wojennym". Po przeczytaniu książki i zapoznaniu się z twórczością oraz jego pracą stwierdzam, że mówili prawdę. 


Krzysztof Miller urodził się 25 marca 1962 roku w Warszawie. Jest polskim fotoreporterem wojennym. W latach 1976-1986 był wielokrotnym mistrzem Polski seniorów w skokach do wody z trampoliny i wieży. 

Od roku 1989 współpracuje z Gazetą Wyborczą. Robił zdjęcia m.in. w Gruzji, Czczeni, Kongo, Czechosłowacji, byłej Jugosławii, RPA, Afganistanie... (Ta lista jest na prawdę długa...) W 2000 roku był jednym z jurorów najbardziej prestiżowego konkursu fotograficznego - World Press Photo.

Póki pracował fotografując konflikty, nie miał kłopotów ze zdrowiem (jak by to dziwnie nie zabrzmiało...), jednak gdy tylko zmniejszył obroty, wróciły sceny i obrazy, które zaczęły go męczyć. Leczył się w wojskowej Klinice Stresu Bojowego.


"13 wojen i jedna" to książka o niezwykle interesującej ale i niebezpiecznej pracy fotoreportera wojennego. Opisuje życie w strefie ogarniętej działaniami wojennymi. Ludzi starających się "jakoś" żyć, pragnących walczyć i przetrwać. 

Wielokrotnie był świadkiem śmierci i fotografował ją by pokazać i opowiedzieć historię, aby wszyscy wiedzieli jak okrutna jest wojna i jak straszliwe zbiera żniwo. Często mówi jakim sprzętem fotografuje i jakich parametrów używał by wykonać daną fotografię. 

W książce możemy znaleźć zbiór zdjęć z kilku wojen, które są opisane bardzo drobiazgowo co czasem bardzo mnie męczyło i zniechęcało do dalszego czytania. Jednak nie na tyle, aby odłożyć książkę na półkę.

Pomimo zawiłych opisów i ciężkiego języka jakim posługuje się autor, (wszak nie jest on pisarzem a fotografem) jak najbardziej mogę polecić tą książkę każdemu kto interesuje się profesją jaką reprezentuje i zajmuje się Krzysztof Miller.